Przed Sądem Okręgowym w Kaliszu ruszył w poniedziałek proces 51-letniego ginekologa Krzysztofa M., oskarżonego o wyłudzenie z NFZ niemal 500 tys. zł refundacji badań medycznych dla 1300 pacjentek.

Ten proces potrwa kilka lat powiedział prok. Ireneusz Kaźmierczak z Prokuratury Rejonowej w Ostrzeszowie. Zdaniem prokuratury do przestępstwa miało dojść w latach 2008-2015. Sprawa wyszła na jaw w 2016 r., kiedy jedna z pacjentek lekarza postanowiła drogą elektroniczną sprawdzić w Zintegrowanym Informatorze Pacjenta, z jakich świadczeń medycznych skorzystała podczas ginekologicznego leczenia, ile Narodowy Fundusz Zdrowia zapłacił za to lekarzowi i ile wynosiła refundacja przepisanych leków.

 
"Z informacji NFZ wynikało, że tylko w ciągu jednego dnia kobieta odbyła ponad 100 badań ginekologicznych i to w dwóch różnych miejscach" powiedział prokurator Ireneusz Kaźmierczak.
 
Kobieta napisała do NFZ w Poznaniu skargę, w wyniku czego przeprowadzono kontrolę dokumentacji medycznej prowadzonej przez ginekologa. Po kontroli o sprawie zawiadomiono prokuraturę.
 
"Śledztwo wykazało, że wiele badań było niemożliwych do wykonania przez lekarza. Jednym z jego pacjentów miał być nawet mężczyzna" powiedział prokurator.
 
Z dokumentacji medycznej ginekologa wynikało też, że wykonywał dziennie po 60 różnych badań jednej pacjentce. Niektóre kobiety były u doktora tylko raz, tymczasem w dokumentacji prowadzonej przez oskarżonego widniały w rejestrze jako jego wieloletnie stałe pacjentki.
 
Jak się okazało, większość badań, które na ich nazwisko lekarz wykazywał w sprawozdaniach, by otrzymać refundację z NFZ, nie była wykonywana. W dodatku poza refundacją kosztów ginekolog pobierał od pacjentek opłaty w ramach prywatnej wizyty.
 
"W sprawie przesłuchano 3000 kobiet. Nieprawidłowości dotyczą 1300 pacjentek i tyle zostanie przesłuchanych przez sąd" powiedział prokurator Ireneusz Kaźmierczak.
 
Zdaniem prokuratury, lekarz wyłudził w ten sposób z funduszu prawie pół miliona złotych.
 
Ginekolog usłyszał też zarzut nakłaniania pacjentek do składania fałszywych zeznań. Miał je namawiać, żeby podczas przesłuchania w prokuraturze powiedziały, że odbyły wszystkie wynikające z jego sprawozdań medycznych badania i nie płaciły za nie.
 
Prokurator odczytał akt oskarżenia bez obecności oskarżonego w sądzie.
 
Oskarżony lekarz odmówił składania wyjaśnień na etapie postępowania prokuratorskiego. Jego obrońca nie chciał komentować sprawy.
 
W poniedziałek przed sądem swoje zeznania złożyła współwłaścicielka przychodni lekarskiej, która zatrudniała lekarza. Świadek powiedziała, że rozmawiała z lekarzem na temat świadczonych przez niego usług.
 
"Zadzwonił do mnie z pretensjami, że go nie poinformowałam o kontroli NFZ, bo chciał pożyczyć kartoteki. A przecież lekarz nie może wynosić dokumentacji na zewnątrz" oświadczyła.
 
Akta sprawy liczą 43 tomy. Za zarzucane lekarzowi czyny grozi do 10 lat więzienia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  Ps...To jakiś nadworny skrobak czarnej sekty? W ten sposób wycieka z NFZ ogrom pieniędzy! Ale gdzie etyka i uczciwość lekarska? Proceder w służbie zdrowia ma się bardzo dobrze. Służbom państwowym proponuję zrobić specjalny algorytm na bazie AI, wtedy Polska zaoszczędzi miliardy wydawane na służbę niezdrowia. Każdy "głupi" widzi jak lekarze kroją NFZ. To jest właśnie choroba wymiaru sprawiedliwości! Po kiego przesłuchiwać 3000 pacjentek? Koszty wygenerowane przez sąd nie pokryją ew. strat spowodowanych przez tego medyka. W takich sprawach - po np. audycie w NFZ - cie powinno być przesłuchanych góra 5 - 10 świadków. Dlaczego sprawa ma trwać latami jak jest czarno na białym: 60 badań jednej pacjentce w ciągu dnia! Za dupę dziada i do pudła na 15 lat!